Ewolucja pojęcia niewypłacalności w polskim prawie to historia zmiany podejścia z czysto formalnego do bardziej ekonomicznego i zniuansowanego.
Już Rozporządzenie Prezydenta RP z 24 października 1934 r. – Prawo upadłościowe wprowadzało podstawową zasadę, że „przedsiębiorca, który zaprzestał płacenia długów, jest niewypłacalny”.
W praktyce sądowej lat 30. i późniejszych (w tym w orzecznictwie Sądu Najwyższego z 1995 r., sygn. I CRN 174/95) podkreślano, że zaprzestanie płacenia musi mieć charakter trwały i nie może być efektem przejściowych trudności finansowych. Nie wystarczał jeden przypadek opóźnienia — wymagano, by dłużnik faktycznie utracił zdolność do regulowania swoich zobowiązań w sposób ciągły.
Sytuacja zmieniła się diametralnie wraz z wejściem w życie ustawy z 28 lutego 2003 r. – Prawo upadłościowe i naprawcze, która obowiązywała do końca 2015 roku. W jej art. 11 po raz pierwszy wprowadzono dwutorowy system przesłanek niewypłacalności:
Płynnościową – polegającą na braku wykonywania wymagalnych zobowiązań pieniężnych,
Majątkową – gdy zobowiązania przekraczają wartość majątku dłużnika.
To rozróżnienie otworzyło drogę do szerokiej interpretacji przepisów. W praktyce sądy zaczęły poszukiwać odpowiedzi, kiedy dokładnie można uznać, że dłużnik „nie wykonuje zobowiązań” w rozumieniu ustawy.
W pierwszych latach obowiązywania nowych przepisów dominował pogląd formalistyczny – część orzeczeń wskazywała, że już dwa niezapłacone zobowiązania pieniężne, o ile są wymagalne i nieuregulowane w terminie, mogą być uznane za przesłankę stanu niewypłacalności. W praktyce oznaczało to bardzo restrykcyjne podejście, które nierzadko prowadziło do przedwczesnego uznania przedsiębiorcy za niewypłacalnego, mimo że jego sytuacja finansowa była wyłącznie przejściowo trudna.
Takie podejście krytykowała część doktryny prawa upadłościowego, wskazując, że niewypłacalność powinna mieć charakter trwały i obiektywny, a nie być oceniana wyłącznie przez pryzmat liczby niezapłaconych faktur.
Przełom w interpretacji przepisów przyniósł wyrok Sądu Najwyższego z dnia 19 stycznia 2011 r., sygn. V CSK 211/10, który jednoznacznie odrzucił formalistyczne rozumienie niewypłacalności. Sąd wskazał, że „niewypłacalność nie zachodzi, gdy dłużnik nie wykonuje tylko niektórych zobowiązań, jeżeli reguluje przeważającą ich część”.
To orzeczenie wprowadziło bardzo ważne kryterium jakościowe – proporcję pomiędzy wykonywanymi a niewykonywanymi zobowiązaniami. Sąd Najwyższy uznał, że nie każde opóźnienie płatności świadczy o utracie płynności. Dopiero brak regulowania przeważającej części zobowiązań ma charakter trwały i stanowi przesłankę niewypłacalności w rozumieniu ustawy.
W uzasadnieniu wyroku wskazano również, że ocena stanu niewypłacalności wymaga analizy całokształtu sytuacji finansowej dłużnika, w tym jego zdolności do regulowania zobowiązań w najbliższej przyszłości, a nie tylko stwierdzenia kilku przypadków opóźnień. To stanowisko stało się przełomowe, ponieważ przesunęło akcent z prostego faktu niewykonywania płatności na trwałość i zakres zjawiska utraty płynności finansowej.
Wyrok z 2011 roku ugruntował pogląd, że pojęcie niewypłacalności ma charakter zarówno prawny, jak i ekonomiczny. Wymaga nie tylko znajomości przepisów, ale także analizy finansowej przedsiębiorstwa. Dlatego w praktyce sądowej i eksperckiej ogromną rolę zaczęło odgrywać badanie niewypłacalności – czyli szczegółowa analiza bilansu, przepływów pieniężnych oraz struktury zobowiązań.
Biegli sądowi w swoich opiniach zaczęli badać, od kiedy dłużnik faktycznie utracił zdolność do regulowania większości wymagalnych zobowiązań, oraz czy stan ten miał charakter trwały i nieodwracalny. W tym kontekście wyrok SN z 2011 roku można uznać za punkt zwrotny — to dzięki niemu ocena niewypłacalności nabrała cech naukowej analizy ekonomicznej, a nie wyłącznie formalnoprawnego stwierdzenia faktu.
Od 2011 roku linia orzecznicza ukształtowała się w kierunku bardziej zrównoważonego podejścia: niewypłacalność musi mieć charakter trwały, obejmować przeważającą część zobowiązań i wynikać z obiektywnej utraty zdolności płatniczej, a nie chwilowego braku gotówki.Dzięki temu badanie niewypłacalności stało się procesem wielowymiarowym — obejmującym analizę przyczyn, zakresu i czasu utraty płynności finansowej.
W praktyce oznacza to, że samo niewykonanie dwóch czy trzech zobowiązań nie przesądza jeszcze o stanie niewypłacalności, jeśli przedsiębiorca nadal wykonuje większość swoich zobowiązań i posiada realną zdolność do ich uregulowania.Z drugiej strony – jeżeli utrata płynności obejmuje przeważającą część długów, a przy tym ma charakter trwały, wówczas niewypłacalność należy uznać za faktycznie istniejącą.
Od 1934 do 2011 roku pojęcie niewypłacalności w polskim prawie przeszło ogromną ewolucję – od prostego „zaprzestania płacenia długów” do złożonej konstrukcji wymagającej oceny ekonomicznej, prawnej i finansowej.Ustawa z 2003 roku wprowadziła nowoczesne przesłanki niewypłacalności, a orzecznictwo Sądu Najwyższego nadało im właściwy sens – odrzucając zbyt literalne interpretacje i kierując uwagę na trwałość oraz zakres utraty płynności.
Jako biegły sądowy w zakresie badania niewypłacalności, wspieram sądy, kancelarie i przedsiębiorców w ocenie realnego stanu finansowego spółek. Analizuję, czy utrata płynności obejmuje przeważającą część zobowiązań, a także kiedy faktycznie rozpoczął się proces niewypłacalności – zgodnie z linią orzeczniczą i zasadami ekonomii.